Powroty i Rozstania

Moderators: Faflok, Wloczykij, lupus

Post Reply
User avatar
lupus
Radny
Posts: 340
Joined: Saturday, 24.04.2010, 19:17
GG: 5044666
Location: Świdnik

Powroty i Rozstania

Post by lupus »

Ta dam! Pierwsza część kolejnego przebłysku mojej weny twórczej. Przed przeczytaniem tego warto byłoby uzupełnić braki w znajomości Kronik (lista tekstów gdzieś w środku postu).

----------

POWRÓT

Kilka dni po pierwszym udanym poszukiwaniu skarbu Lupus leżał na łóżku w swojej komnacie. Był dość późny poranek i większość gildiowiczów była już poza kwaterą, on jednak na razie nie miał ochoty nigdzie wychodzić. W wyciągniętej ręce trzymał świeżo zdobyte smocze jajo i oglądał je pod słońce, którego promień dostał się do pokoju przez niedokładnie zaciągnięte zasłony. Nie mógł nacieszyć oczu widokiem drobniuteńkich żyłek i tęczowych rozbłysków tańczących wewnątrz kamienia.

Z racji pełnienia funkcji Radnego, Lupus miał swoja sypialnię usytuowaną tuż koło holu wejściowego, co czasem dawało się we znaki. Właśnie miał okazję przekonać się o tym kolejny raz, gdy ktoś brutalnie oderwał go od podziwiania klejnotu. Najpierw dało słyszeć się trzaśnięcie ciężkich, dębowych drzwi. Po chwili na marmurowej posadzce wylądowało coś bardzo ciężkiego z wtórującym odgłosem trzasków i brzdęków łamiących się przedmiotów, by w odpowiedzi usłyszeć niosące się korytarzem siarczyste przekleństwo.
„Niemożliwe!” – pomyślał Lupus zrywając się z łoża.

* * *

Podobna sytuacja miała miejsce jakieś dwa lata temu. Był tuż po podniesieniu rangi. Siedział w swojej nowej przestronnej komnacie. Za oknem świat oczekiwał nadejścia wiosny, ale zima jeszcze nie chciała tak łatwo ustąpić. Mróz i lodowate porywy wiatru opóźniały zmianę pory roku już o ponad miesiąc. W kominku wesoło trzaskał ogień, misternie rzeźbione biurko zawalone było opasłymi tomami oprawionymi w grubą skórę. Lupus kończył przeglądać tajne materiały z archiwum Rady, do którego w końcu otrzymał upragniony dostęp.
W większości były to prośby innych gildii o sojusz lub propozycje takowych zgłaszane przez rodzimych wojowników, ale czasem udało się trafić na coś ciekawszego, o czym świadczył plik zapisanych kartek ze skrzętnie wynotowanymi informacjami odnośnie np. zapomnianych już tajemnic warowni, a które warto byłoby odświeżyć w wolnej chwili.

Spokój zimowego popołudnia zakłóciło trzaśnięcie drzwi. Jeszcze nie przywykł do odgłosów związanych z wchodzeniem i wychodzeniem osób, gdyż wcześniej mieszkając na piętrze rzadko kiedy słyszał, co dzieje się na parterze, ale i tak było ono zdecydowanie głośniejsze niż zazwyczaj. Zaraz też po korytarzu poniósł się gromki okrzyk:
- Co to kurna ma być?!! Wraca... aaa… aciuuuuuuuuuuuuuuuch!!! Aaaaaaach… - Lupus, zaciekawiony kto robi tyle hałasu wychylił głowę przez drzwi.
W holu stała drobna, pochylona postać wycierająca nos. Radny był lekko zdziwiony, wejście do warowni znali tylko członkowie gildii, a tę osobę pierwszy raz widział na oczy. Przybysz podniósł głowę. Musiał dostrzec Lupusa bo spod kaptura popłyną ten sam, pewny siebie głos:
- I co się tak patrzysz chłoptasiu?! Zamiast tak stać bezczynnie przyniósł byś mi coś na rozgrzanie z piwniczki! Piwa najlepiej.
Lupus pobiegł korytarzem do piwniczki, zastanawiając się dlaczego w ogóle to robi. Gdy wrócił z kuflem pełnym złocistego trunku, okazało się, że hol jest pusty. Dostrzegł jednak, że drzwi do sali kominkowej są otwarte, a w blasku palącego się już na palenisku ognia stała i grzała się owa nieznajoma postać. Odrzuciła kaptur i mógł się jej w końcu lepiej przyjrzeć. Jakież było jego zdziwienie gdy stwierdził, że patrzy na kobietę, w dodatku starszą od niego tylko o kilka lat! W głowie mu się nie mieściło, że niewiasta może posługiwać się takim językiem. Zdziwiony przystąpił do niej i podał kufel. Dziewczyna zachłannie wypiła kilka łyków po czym opadła na pobliską kanapę, zamknęła oczy i w ciszy pławiła się w cieple płynącym z ogniska. Miała rude włosy , które w większości były skryte pod podróżnym płaszczem, na twarzy zaczął pojawiać się błogi uśmiech. W tej chwili w ogóle nie przypominała osoby, która wcześniej wydawała mu polecenia, zaczął się też domyślać kim ona jest, ale samemu znając życie podróżnika, całą siłą woli powstrzymywał się przed przerwaniem chwili wytchnienia serią pytań.

Nieznajoma otworzyła oczy, nie zwracając uwagi na wpatrzonego w nią młodzieńca wstała i zdjęła płaszcz prezentując pięknie zaokrągloną figurę. Gruby warkocz spływał jej po plecach sięgając pasa, a szyję zdobił srebrno złoty medalion bogato wysadzany wszelkimi klejnotami. Teraz już był pewny kim ona jest. Wertując stare kroniki napotykał liczne fragmenty o dokonaniach pięknej i niebezpiecznej dowódczyni PL, jak i najznakomitszym jubilerze jakiego kiedykolwiek miała gildia. Wprawdzie były też wzmianki o niewybrednym języku i ciętych odzywkach, ale traktował je raczej jako zgryźliwość kronikarzy, a nie fakt autentyczny. A imię tej wojowniczki brzmiało…
- O! Maitia! – Lupus był tak pochłonięty podziwianiem wędrowniczki, że nie usłyszał jak wracają Karolus i Włóczykij.
Na dźwięk swojego imienia Maitia odwróciła się w stronę drzwi i zobaczywszy pozostałych dwóch Radnych podeszła do nich i uściskała się z każdym z nich. Przyjrzała się im dokładniej. Dwaj mężczyźni w sile wieku wyglądali na zmęczonych, w dodatku Karolus miał kilka, jeszcze nie do końca zagojonych blizn na twarzy i parę plam zaschłej krwi na zbroi, a koło drzwi leżała mocno powgniatana tytanowa tarcza Włóczykija.
- Widzę, że wracacie z jakiejś poważnej wyprawy.
- Ano – mężczyźni weszli do sali, a Karolus zaczął opowiadać – Kerlyn, karczmarz z Iscalrith, poprosił nas o pomoc. Yeti korzystają z długiej zimy i się bardzo rozpleniły po lodowych pustkowiach. Zaczynają atakować osady większymi grupami. Nawet forty nie gwarantują bezpieczeństwa. Z Włóczkiem usiekliśmy kilka futrzaków, parę innych ekip zrobiło to samo w innych rejonach Irilion, ale nie wiadomo na jak długo to pomoże. Obawiam się, że Learner może coś znowu szykować.
- Ciekawe… - zamyśliła się była szefowa.
- Nic to! Pożyjemy zobaczymy. Opowiadaj, co cię do nas sprowadza? – Przerwał milczenie wojownik.
- Chyba dalej mogę nazywać to miejsce swoim domem? – zapytała z zadziorną nutą w głosie. – Wpadłam odpocząć. Myślałam, że już jest tutaj wiosna. Brakowało mi zielonych łąk Portland, ale jak widać wszędzie jeszcze leży śnieg.
Rozmowę przerwał cichy brzęk, trójka starych kompanów odwróciła głowy w kierunku skąd dochodził odgłos. To Lupus próbował po cichu wyjść z pokoju, ale zahaczył nogą o stojak świecznika i teraz stał czerwony jak burak.
- Widzę, że poznałaś już nowego Radnego – zaczął Włóczykij przyglądając się dryblasowi.
- Radnego?! – wykrzyknęła zdziwiona Maitia, po czym wybuchnęła serdecznym śmiechem. – Widzę, że w końcu się coś zmieniło w gildii. Czyżby młode wilki przejmowały władzę?
- Zaiste, wilki… Doszliśmy do wniosku, że trzeba w końcu wpuścić trochę świeżej krwi – pospieszył z odpowiedzią Karolus.
- Wybacz moje poprzednie zachowanie, młodzieńcze. Jak cię zwą? – Zwróciła się do młodego Radnego.
- Wiele imion nosiłem, pani. Tutaj jestem znany jako Lupus. – odrzekł podchodząc bliżej.
- Lepiej chyba nie mogliście wybrać. – Na dźwięk jego imienia Maitia zaśmiała się z żartu jaki jej wyszedł.
- Lup, wiesz kto to jest? – zapytał Karolus.
- Domyśliłem się.
- Ha! Tego się po tobie spodziewałem. Maitio, nazywaj go jak chcesz, archeologiem, kretem, molem. Przekopał się przez wszystkie dostępne materiały w archiwum! Wie o wszystkim!
- Ooo… Kiedyś ludzie mówili o mnie, że za czasów mojego przewodnictwa wiedziałam i pamiętałam o wszystkich rzeczach jakie miały miejsce w tym czasie – odpowiedziała zaciekawiona Maitia. - Wiedzę, że ty poszedłeś krok dalej i wiesz o rzeczach, które nie były twoim udziałem, a nawet nie należą do twoich czasów. Chwali ci się to, pielęgnuj tę wiedzę i korzystaj z niej mądrze.
- Dziękuję, pani. To dla mnie zaszczyt spotkać osobę na której spotkanie straciłem dawno nadzieję.
- Maitio, zostawimy cię teraz abyś mogła chwilę odpocząć, a my w tym czasie udamy się do kuchni by przygotować ucztę.

* * *

Wieść o powrocie Maitii i szykującej się uczcie szybko rozeszła się po zamku. W kuchni zrobiło się tłoczno od PLek, które chciały pomóc i przy okazji zasięgnąć trochę języka.
Lupus korzystając z zamieszania odciągnął na bok Karolusa.
- Myślałem, że Maitia odeszła albo zaginęła na zawsze – zaczął Lupus.
- Aż tak źle nie jest. Sam słyszałeś, włóczy się nie wiadomo gdzie, nie daje żadnych znaków życia, by co jakiś czas wpaść jak gdyby nigdy nic i powiedzieć, że wraca odpocząć.
- Rozumiem twoje zdziwienie całą sytuacją – ciągnął dalej Karolus. – Obstawiam, że wpadła jak tornado, narobiła hałasu, przy okazji nawrzeszczała i dodatkowo rzuciła kilka bluzgów.
- Taa… - Lup uśmiechnął się pod nosem.
- To i tak nic! Nie zapomnę jak pierwszy raz zniknęła bez żadnego słowa. Byłem wtedy Radnym, tak jak ty. Po miesiącu gdy nie bardzo wiedzieliśmy co robić wróciła. Zwołała Radę, oświadczyła, że od dnia dzisiejszego powierza kierownictwo gildii mnie, po czym ewakuowała się z sali obrad wyjściem przygotowanym przez Mortimera na specjalną okazję. Zanim tunel się zamknął za nią usłyszeliśmy jak krzyczy abyśmy jej nie szukali. Ehh…
- Ej! Papużki! – to Qiu zauważył, że dwie osoby migają się od pracy, kiedy on uwijał się nad faszerowaniem kaczki. – Do roboty, to ja powinienem się obijać.
Rad nie rad wrócili do swoich zajęć w kuchni.

NIE PRZYZWYCZAJAJ SIĘ

Uczta wyszła świetnie. Wspólny stół uginał się od ogromu potraw. Lupus korzystał z okazji, że Maitia siedziała naprzeciwko niego i zasypywał ją gradem pytań.

Po wystawnej kolacji przyszedł czas na odpoczynek po dniu pełnym wrażeń. Lupus kładł się spać tylko z jedną myślą, czy aby to co się dzisiaj wydarzyło nie jest tylko snem.
Jego wątpliwości zostały rozwiane następnego ranka, kiedy to został obudzony hałasem dochodzącym z kuchni. Myśląc, że komuś coś się stało, pognał w piżamie do kańciapy. Nie on jeden. Na dole zebrała się połowa zamku, która dziwiąc się, że można narobić takiego rumoru nożem, deską do krojenia i patelnią podziwiała wyczyny kulinarne szefowej. Oczywiście nie obyło się bez narzekań na marną obsługę ze strony tej ostatniej.

Po kilku dniach zima odpuściła. Śnieg stopniał i wydawało się, że przyroda chce nadrobić stracony czas. Łąki wokół Portland zazieleniły się. Ku uciesze Lupusa, Maitia cały czas przebywała wśród PLek.
Wprowadziła trochę zdrowego zamieszania do ułożonego, ale często nudnego i monotonnego życia PLek. Gdzie był hałas lub jakieś większe zamieszanie z dużym prawdopodobieństwem można było powiedzieć, że jest tam i gildiowe złotko.

Tak przyjemnie mijał czas aż do początku ostatniego miesiąca wiosny – Akbar, miesiąca uważanego za przełomowy i przynoszącego najwięcej zmian. Minął ponad miesiąc od niespodziewanego pojawienia się Maitii. Wszyscy zdążyli już przyzwyczaić się do głośnego trybu życia jubilerki.
Ale któregoś dnia Lupus obudził się zaniepokojony. Leżał chwilę bez ruchu. Nic nie zakłócało ciszy poranka. Zerwał się na nogi i wiedziony przeczuciem pobiegł do drzwi wejściowych. Były otwarte, na schodach stał Karolus, ubrany podobnie jak on, tylko w piżamę i tępo wpatrywał się w przestrzeń przed sobą.
- Odeszła? – zapytał stając obok szefa.
- Nie przyzwyczajaj się. – odrzekł naśladując głos Maitii. – To jej motto.
Lup spuścił głowę, domyślał się, że kiedyś ta chwila nadejdzie, ale nie przypuszczał, że stanie się to tak szybko.
- Nie martw się, wróci – rzucił Karolus i odwrócił się aby wejść z powrotem do środka.
- Dokąd się udaje?
- Nie wiem – dowódca zatrzymał się w progu. – Nigdy jej o to nie pytałem, a nawet jak bym zapytał to pewnie nie dostałbym odpowiedzi.
Lupus został sam. Tak jak przed chwilą Karolus, tak on teraz patrzył przed siebie. Lekki powiew wiatru poruszył liśćmi drzew rosnącymi wzdłuż alei prowadzącej do głównej bramy warowni. Liście zaszumiały przynosząc słowa „wróci, wróci, wróci…” niczym odbite echo słów wojownika. Uśmiechnął się i wszedł z powrotem do budynku.

* * *

Jakieś dwa lata później

Lupus wystawił głowę na korytarz i spojrzał w stronę holu. Drobna postać ubrana w niebieską szatę zbierała połamane części instrumentów i wrzucała do dużego worka podróżnego. Długi warkocz zamiatał podłogę. Trochę nie pasował mu kolor, przyzwyczajony był do rudego, a ten tutaj miał barwę złota, ale był pewny, że to ona. Wróciła!
- Maitia!
Podniosła głowę, uśmiechnęła się i rzuciła tonem przygotowanym na takie okazje:
- Znowu się obijasz?! Pomógłbyś mi a nie stoisz jak kołek.
Wyszczerzył się i podbiegł do niej. Popatrzył na worek.
- Czyżbyś miała zagościć na dłużej?
- Nie gadaj tylko dźwigaj. Jest ktoś jeszcze w zamku?
- Chyba nie – odpowiedział z trudem podnosząc worek.
- Może to i lepiej – odwróciła się i wyszła na zewnątrz prowadząc towarzysza na boczną ścieżkę wiodącą do trzech niskich zabudowań.

JUBILERZY

Warownia PLek rozrastała się wraz z liczebnością, bogactwem i pozycją gildii w świecie, a także zapotrzebowaniem gildiowiczów. Początkowo dostępna była tylko arena treningowa i pracowania alchemiczna. Z czasem się to jednak zmieniło.
Kolejnym etapem było dobudowanie w pełni wyposażonych pracowni dla jubilerów, wyrobników i kowali oraz mistrzów eliksirów, by nie musieli pracować na polowym sprzęcie i w niekomfortowych warunkach lub słono płacić za korzystanie z ogólnodostępnych szkół umiejętności. Były to owe trzy niewielkie budynki widoczne spod wejścia do kwater. Wzniesiono także składy na zioła, rudy, minerały i wszelkie inne materiały i surowce, które były gromadzone przez część PLek w ilościach wystarczających na zapełnienie dziesięciu zwykłych skrytek. Nowością była także zbrojownia. Kilku wojowników dorobiło się lub zdobyło tyle sprzętu, że stojaki na broń i zbroje nie mieściły się w piwnicznych celach. Inni też gromadzili kilka podstawowych rodzajów mieczy jako niezbędne do wydobywania rzadkich gatunków metali. Od tej pory prywatne skarbce pod zamkiem zaczęły pełnić głównie funkcję reprezentacyjną. Trzymano w nich tylko najcenniejsze przedmioty i ewentualne podręczne zapasy składników. Jedynie młodsi członkowie traktowali je jako swoje magazyny, by po zgromadzeniu pierwszych precjozów i trofeów przenieść resztę rzeczy do składów.
Jako ostatnie powstały arena łucznicza i pracownie inżynierów i krawców. Są to na tyle kosztowne profesje, że przez pewien czas warsztat krawiecki oddzielony wysokim żywopłotem od trzech pozostałych należał praktycznie tylko do Lotheneil. Ze względu na niebezpieczną specyfikę fachu inżyniera ich laboratorium sąsiadowało z laboratorium alchemików w piwnicach głęboko pod zamkiem.

- Dalej nikt nie chce zająć mojego miejsca? – spytała Maitia ze smutkiem w oczach stając przed drzwiami niegdyś pięknej pracowni, a która stała teraz zaniedbana z oznakami długiej nieobecności nikogo w środku.
- Kiedyś często można było spotkać tu Gostka – rzewnym głosem odpowiedział chłopak, Maitia tylko kiwała z aprobatą głową, jak by zupełnie nie zwracała uwagi na inny ton kompana. – Ale… jakiś czas temu, po twojej ostatniej wizycie, zaginął bez śladu. Szukaliśmy go – bezskutecznie… – Bardzo go lubił i wspomnienie towarzysza wielu jego przygód zawsze sprawiało mu ból.
- Przywykniesz. – rzuciła krótko kobieta, otwierając drzwi warsztatu. – Nie on pierwszy i nie ostatni. – dodała tajemniczo.
Weszli do środka, z każdym ich krokiem w powietrze wzbijały się nowe drobiny kurzu.
- Postaw to gdzieś tutaj – jubilerka wzrokiem wskazała worek, który z niemałym wysiłkiem dźwigał dryblas. - Trzeba będzie tutaj trochę posprzątać…
Lupus starał się jak najwolniej opuścić sakwę w wolnym kącie, ale jej waga zrobiła swoje. Znów dał się słyszeć brzdęk i trzask.
- Ostrożnie! – Miała pacnąć niezdarę w tył głowy, ale ten nieświadomie uniknął ciosu pochylając się z powodu ataku kaszlu wywołanego tumanami kurzu, które wzbiły się w powietrze przy kontakcie worka z podłogą. Kiedy kaszel minął i niedoszła ofiara wyprostowała się w jej stronę poleciało wiadro. Czego jak czego , ale refleksu Lupowi nie brakowało i bez problemu przechwycił przedmiot.
- Idź nabierz wody – padła komenda. Chłopak jednym susem zniknął furiatce z oczu i pobiegł do studni znajdującej się za węgłem.

- A co z EDem? Miał potencjał. – jak gdyby nigdy nic spytała Maitia kiedy wrócił, postanowiła sprowadzić rozmowę na poprzedni temat.
- Evil? Powinnaś wiedzieć – zarzucił tę profesję. Już dawno... Woli uganiać się za potworami. – odpowiedział chłopak rozglądając się za jakąś szmatą.
- Fakt… - niegdysiejsza królowa tego przybytku podeszła do jednej z szafek i wyciągnęła dwa kawałki płótna, jeden rzuciła pomocnikowi.
- Ale nie przeszkadza mu to chwalić się swoimi osiągnięciami z przeszłości, jak i tym, że wciąż niewiele osób go prześcignęło – ciągnął dalej Lupus obierając za cel swojej pracy wysoki regał.
- Włóczykij? – spytała Maitia nie przerywając czyszczenia stołu.
- Znasz go chyba lepiej niż ja. To typ osoby, która ma dryg do wszystkiego. Z tego co wiem, to posiadł niemałe umiejętności jubilerskie, ale… Nie wiem jak było wcześniej, teraz mówi, że ta robota nie jest dla niego. Chyba upodobał sobie mniej precyzyjne zajęcia. Większość czasu spędza w kopalni w SRM wytapiając stalowe sztabki, by potem w pracowni obok przekuć je na miecze. Dostaje także sporo innych kowalskich zleceń. Czasem schodzi też do podziemi by pracować nad nowymi wynalazkami.
- Hmm… - zastanowiła się chwilę – Wydaje mi się, że Qiu kiedyś przejawiał zainteresowanie tym tematem.
- On?! Może i ma wiedzę, ale chyba tylko teoretyczną. Całe dnie spędza na zbieraniu ziół, dzięki czemu Karolus ma wystarczająco dużo pracy przy ekstraktach. Jedynie wieczorami sięga po książki napisane przez doświadczonych jubilerów. Mimo to, jeszcze nigdy nie widziałem aby zrobił nawet najprostszy pierścień.
- Cóż to się porobiło?! A co z młodymi?! Nikt się nie bierze za to?
- Był jeden, dość obiecujący. Niestety, wykruszył się. – Lupus zmarszczył czoło w myślach rewidując listę PLek. – Czekaj! Jest! Młodszy brat Nosfera, ale przed nim chyba jeszcze sporo pracy. Jeśli mnie pamięć nie myli, to dopiero uczy się szlifowania kamieni i chyba zazwyczaj pracuje w kopalni.
- Szkoda, ale z drugiej strony… przynajmniej nikt nie będzie mi przeszkadzał – odpowiedziała przekornie. – A jak inne profesje?

Tak rozmawiając wysprzątali całą pracownię. Maitia przy okazji dowiedziała się, że najlepiej teraz prosperuje i najwięcej członków zrzesza warsztat wyrobników i kowali oraz jak zwykle pracownia alchemiczna, a to dzięki intratnemu kontraktowi jaki wywalczyła Sarmi – gildiowy spec od sprzedaży, który obejmuje dostawy sprzętu dla garnizonu w Tarsengaardzie. Ekwipunek potem jest rozsyłany do reszty placówek w innych Krainach Eternala. Mimo tego, że miksturników nie było zbyt wielu, to jednak laboratorium było często okupowane przez Karolusa z racji jego aspiracji do tytułu mistrza nad mistrzami eliksirów.

Kiedy warsztat lśnił na nowo Maitia zaczęła kręcić się koło worka złożonego w kącie.
- Co tam masz? – zapytał Lupus.
- A właśnie! Zapomniałabym! – Nijak odpowiedziała jubilerka.
Podeszła do niego, ujęła go za ramię i podprowadziła pod drzwi. Uśmiechnęła się życzliwie, mówiąc:
- Dzięki za pomoc, a teraz muszę zostać sama.

* * *

DZIUUUUUUUUUURA

* * *

ROZSTANIE – WASZ CZAS

Biegł korytarzem. Do jego uszu dotarł dźwięk, którego tak bardzo nie chciał usłyszeć – drzwi wejściowe zostały zamknięte. Wypadł na hol, w głowie pulsowała mu tylko jedna myśl – czy zdąży, czy nie jest jeszcze za późno? Dopadł klamki i otworzył drzwi.
Miał szczęście, Maitia stała jeszcze w głównej alei między drzewami jak by na coś czekała.
- Znowu znikasz? – zawołał ze smutkiem Lupus będąc w połowie schodów.
Jubilerka odwróciła się, nic nie rzekła tylko przyglądała się bacznie chłopakowi, który teraz już powoli przybliżał się do niej i zatrzymał w odległości kilku kroków.
- Dlaczego odchodzisz zawsze gdy zaczynam się czuć jak by powracało stare PL? – ton jego głosu nagle stał się zimny i pełen wyrzutu.
- Właśnie dlatego, żebyś przestał żyć przeszłością – odpowiedziała z naciskiem, zupełnie tak jak by się spodziewała tego pytania. – To co było, mogło wydarzyć się tylko raz, tak samo jak to, co jest teraz. To jaka jest gildia zależy od was, młodych – nadszedł wasz czas. Jeżeli wszyscy tego będziecie chcieli, stworzycie coś wspaniałego i niepowtarzalnego. A poza tym, nie jest chyba tak źle jak ci się wydaje. Macie potencjał, wykorzystajcie go, tak jak to jest w przypadku poszukiwań.
Młodzieniec spuścił głowę i zamyślił się rozważając jej słowa. Po chwili milczenia znów spojrzał na szefową i cicho zapytał:
- Dokąd idziesz?
Maitia poprawiła ręką włosy, które rozwiał zimny wiatr, zapowiadający bliskie już nadejście zimy. Lupus zauważył błysk czegoś na jej dłoni. Wyglądało na to, że celowo chciała zwrócić uwagę, na nasunięty na palec prosty pierścionek. Dziwił się sobie dlaczego nie zauważył go wcześniej, przecież tak bardzo różnił się od tutejszych bogato zdobionych cacek.
- Nie należę już do tego świata – odpowiedziała z tajemniczym uśmiechem na twarzy. – Jest ktoś, kto czeka na mnie gdzie indziej.
- Wrócisz jeszcze kiedyś?
- Chyba poznałeś mnie już na tyle, żeby wiedzieć, że jestem jak ten liść na wietrze – nigdy nie wiem gdzie mnie los zabierze.
- A co jeśli będę potrzebował twojej pomocy?
- Do tej pory sobie świetnie radziłeś, wierzę, że dalej tak będzie. Ale jeśli będziesz chciał czasem pogadać, to zostawiłam tobie i paru innym osobom niespodziankę. Tymczasem mówię: do zobaczenia! – podniosła rękę w geście pożegnania, Lupus zerwał się by uściskać swoją mentorkę, ale w tym momencie silny powiew wiatru porwał resztki liści z drzew. Wraz z nimi zniknęła także i Maitia.
- Do zobaczenia. Jeśli nie tutaj, to kto wie, może w innym świecie? – odpowiedział zatrzymując się na miejscu, na którym wcześniej stała kobieta.

MÓJ CZAS

Od ostatnich wydarzeń minęło kilka miesięcy. Życie gildii powróciło do typowego, sennego tempa, ale Lupus nie potrafił zaznać spokoju. Słowa Maitii, zapiski w kronikach, wszystko to powodowało falę pytań, na które nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Stał się zamknięty i nieczęsto widywano go opuszczającego mury zamku.

Była noc, a Lupus leżał na łóżku i zmagał się z myślami dręczącymi jego umysł. Natłok pytań był nieznośny. „Kim jestem?” „Gdzie odeszła Maitia i inni?” „Czy mnie też to czeka?” „Co to za inne światy?” Te i wiele innych pytań przelatywały przez jego głowę z prędkością strzały wypuszczonej z elfiego łuku.

Leżał tak balansując na skraju szaleństwa, gdy wtem, zauważył, że ta lawina myśli, niczym zasłona próbuje coś przed nim ukryć. Docierały do niego tylko marne niezrozumiałe strzępki czegoś, ale czuł zawarty w nich spokój. Tak, pragnął spokoju, dlatego resztkami sił postanowił walczyć z burzą w swojej głowie, ale im bardziej próbował tym ciemności stawały się jeszcze większe, aż w końcu zaczęły napierać na umęczoną duszę.

Nie miał już sił by się bronić. Kiedy pogodził się z myślą, że przegrał walkę i zaczął osuwać się w ciemność dotarł do niego Głos. Cichy a zarazem pełen mocy. Lupus uchwycił się tej jasnej nici i przylgnął do niej całkowicie. I znowu usłyszał ten Głos, ale tym razem głośno i wyraźnie. To było Imię, jego prawdziwe Imię! Ktoś go szukał! I nagle jego umysł zalała jasność. Przypomniał sobie kim jest i jak trafił do Krain Eternala, co zostawił. Uświadomił też sobie, że tym kto go wołał jest On.
- Pójdź za mną! – usłyszał.
- Ale jak?
- Będziesz wiedział.

* * *

Wyszedł ze skarbca i kierował się ciemnym korytarzem w stronę głównego wejścia. Przystanął. Struga światła leniwie wypływała ze szpary między posadzką a drzwiami komnaty Karolusa. Po chwili wahania zapukał i nie czekając otworzył drzwi.
Dowódca siedział nad stosem papierów przy swoim biurku. Zmęczonym wzrokiem obrzucił postać intruza.
- A… Lup, to ty. Coś się stało?
- Chcę ci powiedzieć, że odchodzę.
- Co?! Z gildii?! – Karolus zerwał się z krzesła.
- Nie. Odchodzę. – powtórzył spokojnie Lupus
Karolus dalej zaciskał pięści na krawędzi stołu, ale zaskoczenie i złość zastąpiło zrozumienie. Opadł z powrotem na krzesło. Światło z ogniska tańczyło na jego twarzy pogłębiając zmarszczki rysujące się już na jego czole pomimo jego jeszcze dość młodego wieku.
- Miałem nikomu nie mówić, zostawiłem list w skarbcu. Stwierdziłem, że tak będzie najlepiej. Nie chciałem aby ktoś próbował mnie zatrzymać – dodał po chwili.
- Więc nijak cię nie przekonam do tego abyś został? – jego głos był znowu opanowany, ale w oczach można było dostrzec smutek.
- Nie.
- Wiesz, że wszyscy wracają?
- Wiem.
- A więc powodzenia i… do zobaczenia.
- Żegnaj.
Lupus podszedł do swojego przyjaciela, uścisnął go po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju i skierował się prosto do drzwi wejściowych.

Zszedł po schodach na główną aleję. Mimo tego, że był ubrany tylko w tkaną bluzkę nie odczuwał chłodu. Drzewa wzdłuż chodnika też jak by na przekór kończącej się zimie były pokryte zielonymi liśćmi i kwiatami a ich splecione korony tworzyły wspaniały strop. Po obu stronach, między pniami drzew było po pięć drzwi. Każde wysokie na 15 stóp i bogato zdobione.
„Czy zawsze tak jest? Czy Maitia też to widziała?” – pomyślał zachwycony tym widokiem.
Nie zwlekając dłużej ruszył przed siebie, jego celem były małe, „zwykłe” drzwi na końcu tego specyficznego korytarza. Otworzyły się kiedy tylko zatrzymał się przed nimi.

Karolus przyglądał się wysokiej postaci przez okno w swojej komnacie. Chłopak zatrzymał się, po czym zniknął w niebieskim rozbłysku światła, a na jego miejscu pojawił się szary wilk, który pobiegł po chwili w ciemność nocy.
[...]Nie przyłączaj się do gildii PL bo jest najlepsza, ale dołącz do niej bo ty jesteś najlepszy. ~ VampireVorador
Avallach
PL-ka
PL-ka
Posts: 93
Joined: Wednesday, 13.01.2010, 21:50
GG: 0
Location: Kraków

Re: Powroty i Rozstania

Post by Avallach »

Bardzo milo sie czyta. Troche malo akcji ale pewnie w nastepnej czesci wszystko sie rozkreci:)
User avatar
lupus
Radny
Posts: 340
Joined: Saturday, 24.04.2010, 19:17
GG: 5044666
Location: Świdnik

Re: Powroty i Rozstania

Post by lupus »

Nie przyzwyczajaj się - odrzekł Lupus naśladując głos Cree ;p
[...]Nie przyłączaj się do gildii PL bo jest najlepsza, ale dołącz do niej bo ty jesteś najlepszy. ~ VampireVorador
syty
Gość

Re: Powroty i Rozstania

Post by syty »

Dobra twórczość :)
Post Reply